Mega dzban czyli spam

Może i dzban wygrał tytuł Młodzieżowego Słowa Roku 2018, ale dla mnie wciąż i niezmiennie od lat triumfy odnosi mega.

Aby nie popełniać błędów i nie narażać się na śmieszność, tudzież środowiskowy ostracyzm, wypada znać i rozumieć język interlokutora. Nawet jeśli teoretycznie mówimy tym samym językiem, to już niekoniecznie w praktyce musimy się rozumieć, nie wychwytując niuansów i np. kontekstów kulturowych, etc. Dlatego nie sposób zajmując się zawodowo taką czy inną formą pisarstwa, lekceważyć sobie językowe obyczaje współobywateli.

Reklama od lat bez wahania wprowadza do publicznego obiegu potoczną polszczyznę, slang, anglicyzmy. Przypomnę kampanie – sprzed dekady – dla Heyah, ubiegłoroczne Sexed z Anją Rubik w roli głównej czy wciąż obecne w reklamach kosmetyków sformułowania typu „anti-ageing” albo „total care ” (symptomatyczne jest to, że przykłady tych i wielu innych reklam niekoniecznie są polskimi adaptacjami zagranicznych kreacji).

Anglicyzmy w języku branży marketingowej są już normą.

Pracujemy na projektach, rozbudowując działania digital marketingowe, zwiększając budżety na SEO, tworząc storytelling dla brandu. Niestety, pod ciężarem budżetów reklamowych pada teraz, na naszych oczach, język w formie pisanej. Osaczani permanentnie promocjami i towarzyszącymi im anglicyzmami, przestajemy już sami kontrolować nie tylko jak mówimy, ale i co piszemy? Wrażliwość na ryzykowną ekwilibrystykę słowną obniża się, rośnie przyzwolenie dla wątpliwej jakości eksperymentów. „Jak tworzyć skuteczne i klikalne kreacje pod mobile i desktop?” Czy rzeczywiście musimy pisać w ten sposób?

Na tle językowych „nowości” w moim odczuciu wybija się od lat jedno słowo – przedrostek mega.

Akurat jesteśmy w trakcie „#Mega Wyprzedaży” w sieci sklepów z artykułami RTV i AGD (zwracam przy tej okazji uwagę na hasztagi, które i owszem mają swoje funkcjonalne znaczenie w sieci, ale dla mnie „w druku” wyglądają tak, jakby zaplątały się przez nieuwagę korektora). Przed chwilą widziałem regulamin promocji innej sieci sklepów o nazwie „36h Mega okazji!”.

Co znaczy mega?

Formalnie chodzi o wielokrotność jednostki miary, mnożnik 106 czyli po prostu milion. W moim odczuciu mega najbardziej pasuje do określenia mocy wybuchu bomby atomowej, którą podaje się w megatonach. W tym kontekście to ma sens. Tymczasem nieformalnie, w języku potocznym, mega może być – jak się okazuje – np. wspomniana wcześniej wyprzedaż. Poza tym mega może być wypoczynek, ale i zmęczenie, obiad, jak i głód, ciepło i zimno, itd. Innymi słowy mega da się wcisnąć wszędzie. I wszędzie jest wciskane!  

Niepokojąca jest obecność tego potocznie rozumianego mega w zdawałoby się rzeczowych, poważnych publikacjach. W tekstach doświadczonych dziennikarzy i ekspertów. Przykłady? “Megakara wisi nad Aliorem”. „Utrzymanie płynności dla małych firm będzie nadal megawyzwaniem”. Albo: „Mega ważne zwycięstwo z Manchesterem United”.

Mega zastępuje i tak już nadużywane „bardzo”.

Ale czy w jakikolwiek sposób poprawia nasze rozumienie opisywanych wydarzeń? Czy wzbogaca nasz język, lepiej oddając niuanse? I wreszcie najważniejsze pytanie: czy w tym kontekście coś może być „bardziej” niż „mega”?