A kierownik to nie pracownik?

Troska z jaką uczestnicy licznych konferencji – poświęcanych czy to zarządzaniu, czy to komunikacji w korporacji – wypowiadają się o potrzebach pracowników świadczy o autentycznym zainteresowaniu ich samopoczuciem. Ale jednocześnie, z jakiś niejasnych powodów, menedżerów odpowiedzialnych za tychże pracowników, traktuje się po macoszemu.

Jak przyciągnąć Millennialsów?

Bardzo modne jest aktualnie mówienie o różnicach międzypokoleniowych. O tym, czym różnią się X od Y, jak na tym tle wypadają Millennialsi. Co zrobić, żeby tym ostatnim było dobrze w pracy, bo w odróżnieniu od swoich starszych koleżanek i kolegów mają inne oczekiwania (np. nie lubią pracować w typowym biurze, wolą posiedzieć z komputerem w kawiarni; nota bene a kto by nie wolał?)? Jak w ogóle przyciągnąć do siebie (czytaj: zatrudnić w mojej korporacji) i zmotywować do pracy ludzi młodych? Co zrobić, żeby pracowali efektywniej (czytaj: nie zerkali non stop do swoich smartfonów)? Itd. itp. Na powyższe pytania pada sporo skąd inąd rozsądnych odpowiedzi, podpartych badaniami i analizami. Niestety, równocześnie można odnieść wrażenie, że menedżerom – w odczuciu wspomnianych prelegentów – żyje się w korporacjach jak pączkom w maśle i stąd niespecjalnie jest sens poświęcać im czas.

Co zrobić z menedżerami?

Tymczasem i bez specjalistycznego badania można bez obaw postawić tezę, że „jaki Pan, taki kram”. Wpływ menedżerów na tzw. podwładnych jest zwyczajnie i po prostu ogromny. Nie od dziś wiadomo, że pracownicy nie porzucają pracodawców, oni porzucają swoich menedżerów. Odchodzą z pracy nie z powodu „wartości wyznawanych przez markę” ale z powodu takich lub innych zachowań swojego bezpośredniego przełożonego. I odwrotnie! Czy zatem nasza troska nie powinna być skumulowana w innym obszarze HR?

Każdy właściciel czy też inwestor chełpi się swoimi kadrami, jako najważniejszymi aktywami. Dlatego nikt nie neguje potrzeby kształtowania odpowiednich kompetencji menedżerskich. I rzeczywiście, bez dwóch zdań w wielu korporacjach na odpowiednie szkolenie czy studia typu MBA menedżerom dostać się łatwiej niż do lekarza rodzinnego. Ale taka sytuacja już nie satysfakcjonuje zainteresowanych.

Jak pokazują tegoroczne badania przeprowadzone przez Aon (Best Employers) ta grupa pracowników – tak, tak, kierownicy i dyrektorzy to też pracownicy – notuje większe spadki zaangażowania w miejscu pracy niż pozostali zatrudnieni.

Co poszło nie tak?

Oto trzy hipotetyczne odpowiedzi na pytanie o to, co mogło mieć wpływ na poziom satysfakcji z pracy w korporacji i zaangażowanie w wykonywanie obowiązków, a co umknęło uwadze HR analityków. Oczywiście bez gwarancji, że którakolwiek jest poprawna.

  1. Powtarzanie raz za razem, że wynik jest najważniejszy ostatecznie rodzi myśl, że i menedżer jest tylko trybikiem w machinie.
  2. Powiększająca się rozbieżność między oficjalnym, marketingowo perfekcyjnie ukształtowanym wizerunkiem organizacji a jej praktycznym, codziennym funkcjonowaniem w oderwaniu od jakichkolwiek zasad.
  3. W pewnym wieku każdy człowiek, nawet zatwardziały profesjonalista w swoim fachu, dostrzega, że poza biurem korporacji jest jeszcze inne życie.

Jak jest w istocie po prostu się nie dyskutuje. Albo dyskutuje zbyt pobieżnie, wychodząc z założenia, że PR „ogarnie temat”.

wpl